D'Angel 6-1



– Masz fajnego chłopaka– rzuciła do mnie Ania.
– To nie jest mój chłopak. Dobry znajomy.
– Z dobrym znajomym ucieka się z imprezy na dach? Pierwsze słyszę.
– Skąd to wiesz?– popatrzyłam na nią wzrokiem zabójcy.
– Kiedy następnym razem będziecie chcieli wejść na dach to uważajcie na moją kumpele z dziesiątego piętra.
Odeszłam od stołu. Drzwi do mojego pokoju okazały się otwarte. W środku zobaczyłam trzech nieznanych mi facetów. Jeszcze spali. Nie dziwię się im. Jest dopiero dziewiąta, a impreza trwała do szóstej. Ja do mieszkania wróciłam niedawno. Resztę ranka spędziłam na dachu razem z Miłoszem. Właśnie, Miłosz... Muszę po niego iść. Wyciągnęłam z szafki swój ulubiony czarny koc. Przedarłam się do drzwi. Wyszłam po cichu z mieszkania. Wsiadłam do windy, a po chwili byłam już na dachu. Miłosz spał jak zabity. Poklepałam go po twarzy i nic. Kopnęłam go lekko w brzuch. Dopiero teraz otworzył oczy.
– Dobrze ci się śpi?– zapytałam z udawaną złością.
– Idealnie.
Usiadłam obok niego. Chłopak przetarł zaspane oczy. Podniósł głowę, a po krótkiej chwili siedział obok mnie.
– Jak balanga?– zapytał.
– Ania dopiero wstała– przykryłam siebie i Miłosza kocem.– Reszta jeszcze śpi.
– Mogę się u ciebie przespać?
– Jak znajdziesz miejsce to tak, a dlaczego nie pójdziesz do domu? Masz blisko.
– Jak mnie Rafał zobaczy w takim stanie to...
– Nie wypiłeś za dużo.
– Nie mam kaca, tylko... Paliłem wczoraj z tobą. On czuje zielone na kilometr.
Odblokowałam telefon. Kolejne nieodebrane połączenia. Znowu moi "rodzice". Schowałam urządzenie do kieszeni.
– Nie oddzwonisz?
– Po co?
– Martwią się o ciebie.
– Dla nich ważniejsze są ich prawdziwe córeczki.
– Jak to prawdziwe?
– Nie dokończyłam ci wczoraj historii, ale nie chcę do niej wracać.
– Jak tam chcesz– objął mnie, ale odrzuciłam jego rękę.– Dlaczego to robisz?
– Co robię?
– No to.
– Co brałeś?
– Odtrącasz mnie.
– A mam jakieś inne wyjście?
– Masz.
– Na przykład?
– Możesz być moja, ale...
– Twoja?– zaśmiałam się.– Ludzie mnie skrzywdzili. Od wydarzeń sprzed dziesięciu lat nie ufam nikomu. Zanim komuś cokolwiek powiedziałam, musiałam go sprawdzić. Ty jako pierwszy przeszedłeś moje testy z pozytywnym wynikiem, ale nadal nie potrafię ci zaufać na tyle, żebyśmy byli ze sobą.
– To co się stało, już się nie odstanie, ale żyć trzeba do przodu.
– Przejdź tyle co ja...
– Nie bądź taka.
– Będę. Będę tym kim chciałabym być.
– Masz jakieś marzenia?– tym pytaniem troszkę mnie uspokoił.
– Jedno.
– Jakie?
– Chciałabym nigdy nie być w tłumie znanych osób, ogólnie nie chciałabym takich bliżej poznać.
– Dlaczego?
– Nie umiem tego wytłumaczyć.
Wstałam. Zabrałam koc i zeszłam po drabince. Wcisnęłam przycisk przy windzie. Po chwili czekania drzwi się otworzyły. Przekroczyłam próg, a winda powoli się zamykała. Nie zdążyła. Miłosz wpadł do windy w ostatniej chwili, co spowodowało jej ponowne otwarcie.
– Przepraszam. Wybacz mi– mówił.
– Gdzie teraz pójdziesz?
– Jeżeli nie przekonam ciebie to pójdę do domu. Jestem tak zmęczony, że nie wiem czy się do niego dowlekę.
– Życzę powodzenia.
– Proszę, mogę u ciebie zostać?
– Wiesz dlaczego lubię noc?
– Nie.
– Tylko w nocy ludzie są prawdziwi. Nie mają siły, żeby kłamać, więc mówią to co leży im na sercu. Jaka jest teraz pora?
– Prawie południe.
– Czyli teraz każdy zakłada swoją maskę. Udaje, że kocha, że lubi, że szanuje– drzwi rozsunęły się.
– Pokażę ci kogoś– wyciągnął mnie za rękę.
– Odłożę koc i wracam.
Weszłam do mieszkania, otworzyłam drzwi od pokoju i rzuciłam koc na swoje łóżko. Już byłam przy drzwiach, gdy usłyszałam głos Adama:
– Uważaj lepiej na niego. Ten gość przypomina mi dilera narkotykowego.
– Będę uważać– powiedziałam z uśmiechem na twarzy.


Rozdział siódmy --->

Komentarze