Wiosna. Niby powinnam się cieszyć, że jestem... Że jestem. Za sześć dni moje osiemnaste urodziny, a ja z ogromną chęcią rzuciłabym się w przepaść. Niestety mam jeszcze dla kogo żyć.
Wzięłam od mojego chłopaka rożka z dwoma gałkami lodów. Truskawka i banan. Pociągnęłam Miłosza na mostek nad naszą małą rzeczką. Można powiedzieć, że tutaj się poznaliśmy. Chodziłam po mieście z niezbyt wesołą miną po zakończeniu roku, bo znowu brat okazał się lepszy ode mnie. Gdy patrzyłam na bieg rzeki podszedł on z bukietem kwiatów. Miał go dać swojej dziewczynie, ale dowiedział się o poprzedniej imprezie i zdradzie.
- Chciałbym poznać twoją siostrę.
- Takie wyznania przed północą?
- Mówię serio. Chcę zrobić kolejny krok. Może wpadnę jutro na obiad do ciebie?
- Jutro mogę cię tylko zaprosić na ciasto.
- To wpadnę.
- Tylko jest jeden mały problem. Justyna nic o tobie nie wie.
- No to jej coś o sobie opowiem- nadal był uśmiechnięty.
- Nie o to chodzi. Ona nawet nie wie, że się z kimś spotykam.
- Czemu jej nie powiedziałaś? Przecież jesteśmy razem już dwa lata. Czemu tego nie zrobiłaś?
- Myślałam, że ona jeszcze bardziej będzie się o mnie martwić- oparłam głowę o klatkę piersiową chłopaka, a on otulił mnie, lecz tylko na chwilę. Zauważyłam, że Miłosz dostał w twarz od... Od Bartka.
- Zostaw ją skurwielu!- powiedział mój brat, gdy szarpał się z niby przeciwnikiem.- Zobaczę cię przy niej jeszcze raz...
- Bartek!- odciągnęłam chłoapak na bok.- On ci nic nie zrobił.
- Dobierał się do ciebie!
- To jest mój chłopak, idioto! A ty jesteś pijany. Wracasz ze mną do domu.
- Ile ty go znasz?
- Muszę wracać- olałam pytanie brata i pożegnałam się z chłopakiem.
Droga do domu była długa i męcząca. Bartek cały czas coś odwalał, a w przerwach wypytywał o mojego chłopaka. Nie raz widziałam brata z dziewczynami, o ile tak je można nazwać, ale nigdy nie wypytywałam o nie. Były, to były. Teraz chociaż mogę się poczuć jak on, gdy wraca z imprezy, a Justyna atakuje Bartka milionem pytań.
Postawiłam w korytarzu torbę z książkami szkolnymi. Od samego wejścia zabrałam się do zrobienia ulubionego ciasta mojej siostry. Nie często je robię, więc Justyna powinna się domyśleć, że jest coś na rzeczy. Gdy włożyłam ciasto do piekarnika, zauważyłam, że w kuchni siedzi Bartek. Patrzył na mnie trochę zmęczonym wzrokiem.
- Mam problem- chyba pierwszy raz od dwóch lat usłyszałam to z jego ust.- Nie mów nic Justynie.
- Zamieniam się w słuch- usiadłam przy stole, zdjemując rękawice kuchenne.
- Mam braki z kasą. Mogłabyś mi pożyczyć dwie stówki?
- A na co? Bo nie dam ci kasy od tak.
- Kumple stawiali mi ostatnio kolejki w klubie i nie mam im z czego oddać. Zwrócę ci w następnym tygodniu.
- Dobrze, ale pod jednym warunkiem. Niedługo przyjdzie mój chłopak.
- Ten gość, którego wczoraj pobiłem?
- Tak.
- Może to ja z naszej trójki jestem najmniej odpowiedzialny, ale ręczę, że nie pozwolę ci z nim być.
- Nawet go nie znasz. Widziałeś go raz w życiu.
- Nie chcę się kłócić. Możesz dać mi kasę?
- W moim plecaku jest portfel. Wiem, ile mam kasy, więc nieważ się brać więcej. Tylko dwie stówki.
Chłopak odszedł mamrocząc coś pod nosem. Na szczęście zdążył wrócić do pokoju zanim z pracy przyszła Justyna. Siostra w wejściu wyczuła, że musiało się coś wydarzyć. Wyciągnęłam z piekarnika ciasto marchewkowe, po czym wstawiłam wodę na herbatę.
- Magi, lepiej mów od razu co się dzieje, bo zaraz zwariuję.
- Wiesz, że jestem prawie dorosła i wiem czym są uczucia.
- Ledwo żyjemy z Bartkiem, więc nie mamy nawet kasy na czwartego członka rodziny.
- Co?- zdziwiłam się diagnozą Justyny.
- Nie będziesz mieć dziecka, prawda?
- Nie- odetchnęłyśmy z ulgą.- Ale rozmowa jest w pobliżu tego tematu, chyba. Zaprosiłam dzisiaj do nas kogoś ważnego dla mnie.
- Powiedz mi tylko czy jest przystojny, ile w bicku, ile jesteście razem i czy ma problem z narkotykami.
- Jak dla mnie jest uroczym chłopakiem. Nie ćwiczy, ale też nie jest grubym grubaskiem. Poznaliśmy się zaraz po śmierci rodziców. A o narkotykach nic nie słyszałam, chociaż wiem, że jest przeciwny proszkom i innym świństwom.
- Nie mogę tego słuchać!- Bartek wydarł się, wychodząc z mieszkania.
- Kiedy on przyjdzie?- Justyna olała stękania brata.
- Powinien być za chwilę. Chciał cię poznać, więc mam nadzieję, że tego nie zepsujesz.
- Madziu, dam radę. Może ci w czymś pomogę?
- Możesz zrobić czekoladową polewę do ciasta, w tym czasie chociaż się przebiorę.
Postanowiłam nie zakładać niczego wyzywającego, ale nie zamierzałam wyglądać beznadziejnie. Wyciągnęłam z szafy spódnicę za kostki oraz zwykłą koszulkę z krótkim rękawem. Wyglądałam nieziemsko a jednocześnie zwyczajnie. Gdy nakładałam makijaż, usłyszałam dzwonek do drzwi. Justyna postanowiła otworzyć. Myślałam, że bardzo szybko wyszłam z pokoju, ale moja siostra z Miłoszem chyba znaleźli już wspólny język.
- To może ja wyjdę, żeby wam nie przeszkadzać- uśmiechnęłam się, gdy Miłosz zajadał moje ciasto.- Cześć- objęłam chłopaka za szyją.
- Myślałem, że twoja siostra mnie szybciej wyrzuci.
- No widzisz? Chyba zyskałeś nie tylko moje serce, ale i jej uznanie.
- Przypomnę, że masz jeszcze brata, który powinien coś powiedzieć na ten temat- Justyna trochę zmieniła mój dzisiejszy humor.- Chyba nie będę wam przeszkadzać. Niby nie ma dużego bicka, ale i tak cię obroni- dziewczyna powiedziała to niby mi na ucho, lecz specjalnie, żeby Miłosz usłyszał.
- Minąłem się na dole z Bartkiem, chyba nadal nie jest do mnie miło nastawiony- usiedliśmy przy małym stoliku.- Pyszne ciasto, ty zrobiłaś?
- Myślałam, że trudniej będzie przekonać Justynę, ale chyba z Bartkiem będzie kłopot.
- Nie przejmuje się nim. Przyzwyczai się po jakimś czasie. Twoja siostra wyszła i jesteśmy sami- chyba powiedział to za szybko, bo w tym momencie wszedł Bartek.
- Macie być cicho- chłopak tylko zatrzasnął drzwi od swojego pokoju.
- Zaraz przez niego oszaleję. Teraz wiesz czemu przychodzę do ciebie.
- Nie martw się już. Za pięć dni twoje urodziny, więc zaraz on zniknie.
Komentarze
Prześlij komentarz