D'Angel 15-1

Całą noc spędziłam z Miłoszem. Nie za dobrze pamiętam co się działo, ale wiem, że było fajnie. Obudziłam się w bardzo dziwnej pozycji. Leżałam owinięta kocem na kanapie w salonie u Miłka. Nikogo w pobliżu nie widziałam. Wstając, uderzyłam kolanem o stolik. Po mieszkaniu rozszedł się huk. Rozmasowałam bolące miejsce i poczułam jak ktoś łapie mnie delikatnie za ramię.
– Dzień dobry, skarbie– ręce Miłosza oplotły mnie w pasie.– Jak się spało?
– Całkiem. Dlaczego jesteśmy u ciebie?
– Przeszliśmy przez całe miasto i nie chciało nam się wracać, a byliśmy w pobliżu.
– Moje rzeczy zostały u Sebastiana?
– Zaraz po nie pójdziemy. A jak tam wasze relacje?
– On miał ojca?
– Z tego co wiem, to miał ojczyma. Podobno jego ojciec zginął jak on był mały.
– A jego matka?
– Jest spoko– Miłosz oderwał się ode mnie.– Co ty tak o niego wypytujesz?
– Ciekawi mnie coś. Jak ma na nazwisko?
– Nie znasz go?
– A powinnam?
– Tak. Jest jednym ze sławniejszych nastolatków w Polsce.
– A ty jesteś moim najsławniejszym nastolatkiem w Polsce– wpadłam w udawany śmiech.
Zrzuciłam z siebie koc. Miłosz pociągnął mnie za rękę. Między nami powstała malutka przerwa. Jego usta zaczęły się zbliżać. Chłopak był wyższy ode mnie, a to przeszkadzało mi w pocałowaniu go. Oplotłam rękami jego szyję. Patrzyłam na niego z ekscytacją, a zarazem z przerażeniem. To moja pierwsza miłość, a takie zazwyczaj nie wychodzą. Popatrzyłam głęboko w jego oczy. Bał się. Bał się, że mnie straci. Bał się, że zostanie sam. Bał się ponownie szukać kogoś kto go zrozumie. Kiedy nasze usta się zetknęły, usłyszałam dzwonek do drzwi.
– Przepraszam– tłumaczył Miłosz.– To może być coś ważnego.
Popatrzyłam w podłogę. Zabrałam delikatnie ręce. Podniosłam koc i poszłam w stronę pokoju Miłosza. Usiadłam przy komputerze, po czym go włączyłam. Były uruchomione jakieś beznadziejne strony. Wpisałam w wyszukiwarkę "Facebook". Zalogowany był Miłosz. Żal było nie skorzystać. Sprawdziłam z kim ostatnio pisał i co, ale nic mnie nie zainteresowało. Przełączyłam na swoje konto. Także nic ciekawego. Gdy sprawdzałam stronę główną, to do pokoju wszedł Miłosz.
– Pozwoliłem?– udawał wkurzonego.
– Jest dwudziesty pierwszy wiek. Teraz wszystko kręci się wokół elektroniki. Kto przyszedł?
– Rafał kluczy zapomniał.
– Pójdziesz dzisiaj ze mną?
– Gdzie?
– Do moich "rodziców"– zaakcentowałam ostatnie słowo.– Chce im wszystko wytłumaczyć.
– Ale po co im to tłumaczyć? Odeszłaś i już.
– Czuję, że mają ważne info dla mnie.
– Dzisiaj chcesz iść?
– Mam czas to pójdę, ale nie chcę sama.
– Nie mogę. Może Sebastian albo Boguś?
– Zadzwonisz do niego?
– Do kogo?
– Do Sebastiana.
– Zaraz przyjdę.
Miłosz wyszedł na chwilę do salonu. Czekając na niego, rozmyślałam o czym będę rozmawiać z moimi przybranymi rodzicami. Martwią się czy mają na mnie wyjebane? Chcą, żebym wróciła czy lepiej im jest jak mieszkam z kimś innym?
– Pójdzie– z zamyślenia wyrwał mnie Miłosz.– Przyjedzie tutaj za półgodziny.
– Dzięki– podeszłam do niego i dałam mu całusa w policzek.

***

– To gdzie mieszkają?– usłyszałam pytanie, gdy wsiadałam do samochodu.
– Na Starym Mieście. Powiem ci gdzie dokładnie.
Kiedy Sebastian przyszedł po mnie, Miłosza już nie było. Nie siedzieliśmy długo. Od razu zeszliśmy do samochodu. Podróż nie była długa, ale taka się wydawała.
– Jak tam twój chłopak?– przerwał ciszę Sebastian.
– Sam go zapytaj. Macie dobry kontakt.
– Chyba pierwszy raz się mylisz.
Znowu cisza. On potrafi zgasić rozmowę jednym zdaniem.
– To tutaj– wskazałam na jeden z wielu domów ustawionych obok siebie.
Sebastian zaparkował obok bramy. Poczułam jak brzuch zaczyna mnie boleć. Starałam wyglądać jakby nic mi się nie działo, ale nie mogłam tak dłużej wytrzymać. Zgięłam się w pół.
– Co ci jest?– zaniepokoił się Sebastian.
– Nic... To tylko...– łapałam oddechu.– To tylko brzuch. Dam radę.
Sięgnęłam do mojego plecaczka po portfel. Zawsze w nim trzymałam tabletki. Wzięłam jedną bez popijania.
– Może sobie odpuścisz to spotkanie?– zaproponował spokojny Sebastian. Popatrzyłam w jego błękitne oczy. Ich kolor był tak intensywny, że nie mogłam się przez nie wysłowić. Moje oczy były podobne. Czy to nie jest przeznaczenie?– Nieważne co bym powiedział to ty i tak pójdziesz.
– Muszę.
– Nie musisz. Robisz to z własnej woli. Oni nie są twoimi prawdziwymi rodzicami...
– Skąd to wiesz?!– krzyknęłam zdziwiona. Miłosz...
– Miałem to trzymać dla siebie– powiedział po cichu, jakby do siebie.
– Chodź już.
– Boli cię jeszcze?
– Przestał trochę.
Otworzyłam drzwi. Przed domem powitał nas chłodny wiatr i zapach czerwonych róż z ogrodu. Niepewnie zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi. Po dłuższej chwili powitał mnie Dariusz czyli mój "ojciec".
– Czego chcesz?– zapytał surowym tonem.
– Przyszłam po resztę moich rzeczy– odpowiedziałam obojętnie.
– Nie masz tutaj już nic. Twoimi rzeczami...
– Wpuść ją!– krzyknęła Basia, jego żona.
Weszłam do środka, pociągając za sobą Sebastiana. Stanęłam w kuchni przy stole. Starsi usiedli.
– Gdzie te wredne małpy?– zapytałam.
– To są nadal nasze dzieci, więc ostrożnie z językiem– wyrwał się ojciec.
– Wyjechały– uspokoiła go matka.– Twoje rzeczy są nadal w twoim pokoju.
– Dziękuję za informację – odwróciłam się, ale Basia zaczęła jeszcze coś mówić.
– Usiądź– wskazała na krzesło obok niej.– Twój kolega też może– Sebastian zajął miejsce.– Twoja matka w swoim testamencie podkreśliła kilka razy takie zdanie:– wyjęła jakąś kopertę. Wyciągnęłam z niej kartkę.– "Proszę, aby moje córki po ukończeniu osiemnastego roku życia dostały w spadu wszystko co możliwe."
– Ale nic po niej nie zostało.
– Nieprawda– wyciągnęła z koperty klucze.– Zostało mieszkanie ze wszystkimi rzeczami. To... Jest twój– podała mi metalowy pęk.
– Mogę przyjechać po rzeczy kiedy indziej?– zapytałam troszkę przerażona.
– Zabierasz je...– ponownie przerwała ojcowi Basia.
– Zabierz je kiedy chcesz.
Trzymałam klucze przed sobą na stole. Patrzyłam na nie, nie wierząc, że cokolwiek zostało po moich rodzicach. Zabłąkana łza splunęła po moim policzku. Sebastian, widząc to, złapał mnie za rękę. Patrząc na klucze zapytałam:
– Jaki jest adres tego mieszkania?


Następny rozdział --->

Komentarze